Wpadła mi przypadkowo do ręki ulotka pewnego pestycydu. Jest ich w końcu
tysiące. Nudziłem się, więc przeczytałem ją od A do Z. I stwierdzam, że warto
podzielić się z wami moimi spostrzeżeniami.
Ten pestycyd to "Siarkol K 1000 S.C." (brr, co za nazwa) i jest stosowany do
zwalczania łamliwości źdźbła oraz mączniaka w uprawach zbóż ozimych. Przyznam,
że nic z tego nie rozumiem, ale cóż, przecież nie jestem rolnikiem. Nie zrozumiałem
również zdania: "stosować od początku fazy strzelania zbóż
w źdźbło do fazy pierwszego kolanka". Tu już przestałem mieć wątpliwości, że
jestem za głupi do tych spraw. Jeszcze się nie poddałem, bo wierzę, że znam się
trochę na zanieczyszczeniu wód gruntowych i powierzchniowych pestycydami, a
ponadto jestem uparty. Więc czytam dalej;
"Zawartość substancji biologicznie czynnych:
920 g siarki
80 g karbendazymu (związek z grupy benzimidazoli) w 1 litrze preparatu."
Myślę sobie - drobnostka, przecież siarka jest jednym z pierwiastków życia,
a tego karbendazymu jest tutaj mało, więc po co kruszyć kopie.
To jeszcze nie koniec:
" - V klasa toksyczności,
- praktycznie nieszkodliwy dla pszczół,
- szkodliwy dla ryb."
O psiakość, nie wiedziałem, że pszczoły są aż tak odporne na trucizny,
a ryby z kolei nie. Przyznam również, że nie znam się na klasach toksyczności
pestycydów, więc się na ten temat nie wypowiadam. Jak ja w szkole dostałem "5",
to mnie chwalili...
Wiem również doskonale jakie podstępne i asekuracyjne znaczenie posiada w
powyższym stwierdzeniu słowo "praktycznie". Czyli ani tak ani siak. Jak zaszkodzi,
to można zawsze usłyszeć: "No wie pan, to przeważnie nie truje ale czasami
zdarzają się przypadki...".
Gdy dotarłem do momentu: "Nie dopuścić do przedostawania się preparatu do
zbiorników i cieków wodnych", to już przestałem mieć jakiekolwiek wątpliwości.
A teraz siedzę tak od paru godzin i boję się, że mam przed sobą przekichaną noc,
bo myślę, myślę i myślę. Myślę, jak to oni w rolnictwie robią, że wysypują te
pestycydy równo i bez przytomności na pola i łąki i potrafią je odgrodzić od
zbiorników i cieków wodnych. Niebywałe. Szkoda, że mnie teraz nie widzicie - podobno
mam minę inspektora Kolombo.
Teraz wyobraźcie sobie, że takich i im podobnych pestycydów jest tysiące. I tysiące ton
tych "odpornych na kontakt z wodą" trucizn ląduje na powierzchnię naszych pól, łąk,
lasów i jezior. A każde o innym przeznaczeniu, o innym składzie chemicznym oraz innej
klasie toksyczności. Jedne groźne dla pszczół, inne dla much i komarów, a jeszcze inne
dla myszy, szczurów, ale również owiec i krów. Ale czy ktoś z tych panów - rolników,
którym tylko w głowie plony, tony i pieniądze pomyślał również o zdrowiu
ludzi? No chyba, że rzeczywiście potrafią tak dobrze odizolować te zatrute pola od
zbiorników i cieków wodnych...
|