W słowniku hydrobiologicznym wydanym przez PWN w 2002 roku znajdziemy
następującą definicję wody głębinowej:
"głębinowa woda - woda znajdująca się głęboko pod powierzchnią ziemi,
odizolowana wieloma warstwami utworów nieprzepuszczalnych, która nie przemieszcza
się i nie podlega zasilaniu ani odnawianiu. Przy odpowiednim stopniu mineralizacji
jest kwalifikowana do - mineralnej wody."
I wszystko, co wyżej napisane, zgadza się pod warunkiem, że woda głębinowa
(lub mineralna, która jest szczególnym przypadkiem wody głębinowej) leży
sobie spokojnie w głębi ziemi i nie jest naruszana przez człowieka.
O czym warto tutaj wiedzieć? Otóż wszędzie na globie ziemskim posiadamy
niezliczone ilości źródeł wód głębinowych. Kiedy Ziemia, miliony lat
temu, tworzyła się w obecnych kształtach, to w jej wnętrzu powstawały
w naturalny sposób szczeliny, komory, różnego rodzaju pustki. Często mamy
do czynienia ze skałami o strukturze gąbczastej, w której również są puste
miejsca. Zatem nie dziwi nikogo, że wszystkie te puste miejsca w sposób
naturalny wypełniła woda. Mówi się o niej - woda głębinowa.
Wody głębinowe są najczęściej przemineralizowane, czyli zawierają
zbyt duże ilości minerałów i stąd nie nadają się do picia. Tylko
niektóre z nich posiadają taką ilość minerałów oraz taką ich proporcję,
że nadają się do spożycia (wody mineralne).
Pierwszą wodę mineralną odkryto w Polsce około 200 lat temu (woda "Krystynka"
z Ciechocinka). Do roku 1997 mieliśmy w Polsce 28 źródeł wód mineralnych
jak Nałęczowianka, Grodziska, Kryniczanka, Staropolanka, Mazowszanka itd.
Wszystkie te wody spełniały warunki starej normy, która obowiązywała u nas
przez blisko 200 lat i mówiła, że w wodzie mineralnej musi znajdować się
minimum 1000 mg minerałów na litr.
Ale co stało się z tymi wodami mineralnymi, bo stać się kiedyś musiało?
Otóż wiedzieć należy, że jeżeli jakąkolwiek wodę głębinową zaczyna się
wydobywać na powierzchnię ziemi, to na jej miejsce natychmiast napływa
woda od góry. I w końcu musieliśmy się doczekać momentu, w którym do
eksploatowanych wód mineralnych dostały się zatrute wody powierzchniowe.
I co robi w takiej sytuacji nasza władza ustawodawcza? Ot, po prostu,
zmienia normę dotyczącą wód mineralnych tak, aby nadal wszystko było
w normie. W roku 1997 powstała nowa norma, w której wymagania stawiane w
odom mineralnym zrównano z wymaganiami stawianymi wodom pitnym. Dziś
dopuszcza się w wodzie mineralnej te same trucizny, które muszą być
dopuszczone (bo zakłady wodociągowe nie są w stanie
ich usunąć) w wodzie pitnej.
Ponadto dokonano podziału wód mineralnych na następujące kategorie:
wody wysokozmineralizowane - posiadające powyżej 1500 mg
minerałów w 1 litrze,
wody średniozmineralizowane - posiadające od 500 do 1500
mg minerałów w 1 litrze,
wody niskozmineralizowane - posiadające od 0 (!!!)
do 500 mg minerałów w 1 litrze.
Zgodnie z obecną normą każda woda z kranu, ze studni, źródełka, jeziora,
stawu czy bajorka spełnia warunki wody mineralnej. W najgorszym przypadku
jest niskozmineralizowana. I ponieważ tak jest, to mamy dzisiaj w Polsce
ponad 1500 wód mineralnych oferowanych w sklepach. Kupując jakąkolwiek wodę
w sklepie płacimy od 500 do 1000 razy więcej za to samo co mamy w kranie
(1 metr sześcienny wody wodociągowej kosztuje od 3 do 4 złotych).
Jeśli któryś z producentów starych i prawdziwych wód mineralnych (tych z
28 źródeł) posiada jeszcze wodę nieskażoną (prawdy oczywiście nigdy
się nie dowiemy), to również miesza ją z kranową. Byłby głupcem, nie
robiąc tego, przecież norma pozwala mu na to i tak postępuje
każdy z jego konkurentów.
Czyż nie następuje kolejna era w historii szukania źródeł wód do
picia? Przez miliony lat ludzie na całym globie ziemskim pili
po prostu wody powierzchniowe. Przez miliony lat nie były one
wprawdzie skażone chemicznie, ale zawierały często chorobotwórcze
bakterie, o których ludzie nie mieli pojęcia. Dopiero pod koniec
XIX wieku odkryto bakterie, znaleziono przyczynę tysięcy chorób i
epidemii, których źródłem była zakażona woda i zaczęto budować zakłady
wodociągowe, w których bakterie dezynfekuje się do dnia dzisiejszego chlorem.
Ale w ostatnich kilkudziesięciu latach pojawił się w wodzie nowy wróg.
Wróg, z którym nigdy w historii życia na Ziemi nie mieliśmy do czynienia.
Ten wróg to wszechobecna chemia, której nie da usunąć się z wody żadną
z tradycyjnych metod jej filtracji. W poszukiwaniu czystej i nieskażonej
wody zaczęto jeszcze bardziej eksploatować czyste wody mineralne, aż
doszło do momentu ich skażenia chemią z powierzchni.
Zatem doszliśmy do sytuacji, gdzie państwo nie potrafi już w
żaden sposób zapewnić nam czystej, zdrowej i bezpiecznej wody do
picia, a jej konsumentom nie pozostało już nic innego jak oczyszczać
tę wodę samemu. Ale, żeby dzisiejszą wodę oczyścić z chemii, trzeba
zastosować tylko jedną metodę - osmozę odwróconą.
|