Choć łączenie zanieczyszczenia wody odchodami ludzkimi z występowaniem
ognisk cholery wydaje się dzisiaj każdemu oczywiste, to ma ono niespełna
półtorawieczną tradycję, a wiąże się z osobą londyńskiego lekarza Johna Snowa,
który kierując się zdrowym rozsądkiem w 1854 r. jako pierwszy skutecznie wykorzystał
wnioski z analizy epidemiologicznej. Dopiero w 1884 Robert Koch odkrył zarazki
cholery. Już w 1893 podjęto chlorowanie ścieków zagrażających ujęciom wody dla
Nowego Jorku, ale świat najbardziej przekonało zastosowanie chloru do dezynfekcji
wodociągu w 1897 r. po
epidemii duru brzusznego w angielskiej miejscowaści Maidstone. Po raz pierwszy
ciągłą dezynfekcję wody chlorem podjęto w Belgii w 1902 r. Chlorowanie wody w USA w
początkach XX wieku przyniosło spektakularne wyniki - odnotowano spadek zachorowań na
cholerę o 90%, a na dur brzuszny i biegunkę amebową o 80%.
Niestety chlor, który przed stu laty okazał się dla nas zbawienny, dzisiaj jest
źródłem zupełnie nowych, dotąd nieznanych tragedii. Bowiem dzisiaj z powodu wyjątkowego
skażenia środowiska naturalnego człowieka, posiadamy w wodach gruntowych, powierzchniowych
i konsekwentnie w wodach kranowych setki związków chemicznych, z którymi chlor reaguje
i tworzy nowe związki często rakotwórcze. Jest tylko jeden sposób na pozbycie się z wody
tych szkodliwych, często trujący związków - osmoza odwrócona.
|