Ale również wód słodkich nasza cywilizacja nie oszczędziła.
Szczególnie w krajach, gdzie przez długie lata nie dbano w ogóle
o ekologię i karmiono je wszelkimi śmieciami, których nam również
przybywało. Nasz kraj należy w Europie do rekordzistów w kwestii
zaniedbań w dziedzinie ekologii. Nasze rzeki biją wszelkie rekordy
w ilości zanieczyszczeń chemicznych i bakteryjnych. I skoro wiemy
w jaki sposób z tych rzek robi się wodę pitną, więc nie trzeba udowadniać,
że także z naszych polskich kranów wypływa ciecz o największym nasyceniu
związkami chemicznymi.
Wody powierzchniowe I klasy czystości rzadko przekraczają zawartość
50 mg/l związków mineralnych. Oczywiście naturalnych, bo tylko wody,
które nie miały żadnego kontaktu z odpadami cywilizacji mogą mieć
taką czystość. Gdybyśmy rzek naszych nie wzbogacali odpadami i ściekami,
to pozostałyby one w I klasie aż do ujścia do Bałtyku, tak jak to było
w minionych dziejach. A jaka jest rzeczywistość? Otóż zawartość związków
chemicznych w naszych kranach przekracza w wielu miastach ilość 1000 mg/l wody.
Czyli 20 razy więcej, niż to co wodzie dała natura. Co mamy wśród tych 1000
mg/l nie jest trudne do odgadnięcia. Wszystko.
Chyba możemy zgodzić się z twierdzeniem wielu znawców problemu, że
dzisiejszą wodę z kranu nie piję się lecz zjada.